Tak się złożyło, że w tym tekście przewinie się kilka bardzo różnych myśli. Przeczytacie o „Głuszy”, o Ebenezerze Scrooge’u, o Harrym Potterze i o Lordzie Voldemorcie. Ale przede wszystkim o tym, że dzięki relacji z drugim człowiekiem stajemy się wrażliwsi – także dzięki relacji wolontariackiej.
Matura z polskiego za nami, a nasz wolontariusz Hubert natchnięty jednym z jej tematów napisał tekst nawiązujący do wolontariatu. Gorąco zachęcamy do przeczytania!
Przyznaję, że mam łatwiej niż tysiące maturzystów, którzy na egzaminie z języka polskiego zmierzyli się z tym tematem. Ja wszak nic nie muszę – żadnego odwołania do lektur (oczywiście z kanonu) itd., żadnego szukania przykładów z życia i kultury, żadnego trzymania się wyznaczonej liczby słów. Niemniej, chcę zauważyć, że maturzyści dostali w tym roku bardzo społeczny, a nawet i wolontariacki temat. Jakże więc nie popełnić na jego temat felietonu?
Zostawiają ślady
Nie ma relacji z drugą osobą, jakiejkolwiek relacji, która nie miałaby na nas wpływu. Drugi człowiek zawsze zostawia w nas jakiś ślad. Czasem może być to trop negatywny, oby jak najrzadziej. Chciejmy jednak, by drudzy mieli na nas jak najlepszy wpływ, pomagali w budowaniu lepszych wersji nas samych. Już od dziecka jesteśmy kształtowani przez relacje z innymi ludźmi – najpierw są to najczęściej rodzice, potem bliższa i dalsza rodzina. Z czasem dochodzą różni znajomi rodziny, rówieśnicy z przedszkola, szkoły, ze studiów, znajomi, których poznajemy w innych okolicznościach, wreszcie – osoby partnerskie, z którymi próbujemy iść przez życie. Oni nas kształtują, a my ich – to proces zawsze dwustronny. Nawet drobna interakcja z drugim to jakaś cegiełka do naszego „ja”. I wśród tych różnych relacji są też te, które nazwiemy sobie „społecznymi” – wśród nich widzę wolontariat.
W świecie Głuchych
Ale zanim będzie więcej o wolontariacie – to najpierw będzie o książce. Mierzę się przecież z tematem maturalnym, więc wypada się do jakiejś lektury odnieść! „Głuszy” Anny Goc nie ma na liście lektur, a szkoda. Dziennikarka i reporterka „Tygodnika Powszechnego” od lat przypatruje się środowisku Głuchych. W „Głuszy” znajdziemy jej teksty właśnie na ten temat. Pisze, z jakimi trudnościami zmagają się na co dzień w Polsce Głusi. Uświadamia czytelnikom, zwłaszcza tym słyszącym, z jak różnych przestrzeni życia społecznego Głusi są wykluczeni, albo ich funkcjonowanie jest w nich mocno utrudnione. W zeszłym roku autorka miała spotkanie autorskie w CK Zamek w Poznaniu. Opowiadała o swoim zainteresowaniu tym tematem, o tym, jak weń weszła i jak wiele nauczyła się od tych ludzi. Spotkała kilkuset Głuchych – rozmowy i interakcje z nimi pozostawiły w niej bardzo konkretny ślad. Mocno ją uwrażliwiły społecznie. Dlatego, szukając odpowiedzi na pytanie o to, „jak relacja z drugą osobą kształtuje człowieka?”, od razu na myśl przyszła mi książka Anny Goc. Bo to świetny przykład na to, że relacja z drugim/z drugimi uwrażliwia nas. Czyli kształtuje w bardzo konkretny sposób.
Wrażliwi
I właśnie takim uwrażliwianiem jest też wolontariat. Bo na czym on właściwie polega? Nie chcę przytaczać teraz definicji, nie tym razem. Teraz chcę napisać, że przez działania wolontariackie stajemy się wrażliwsi – i to chyba istota, czasem nieuświadomiona, zaangażowania wolontariackiego. A te działania to przecież nic innego jak kontakt z drugim człowiekiem. Różnego typu i z różną intensywnością – ale kontakt. Bo nawet pisząc teraz ten tekst, choć nie mam fizycznie kontaktu z innymi, to mam świadomość, że ktoś go przeczyta, że zajdzie pewna interakcja, że może komuś trochę poprawię nastrój lub naprowadzę jego myśli na inny tor. Nawet np. wolontariat ze zwierzętami to ostatecznie przecież też kontakt z drugim człowiekiem. Działając wolontariacko zawsze wchodzimy w relacje (także w te z innymi wolontariuszami – ile mocy jest we wspólnym działaniu!). I te relacje muszą zostawić w nas ślad. Nie ma opcji, że to się nie wydarzy. Czasem to może wyjść po tygodniach, latach lub miesiącach – ale to wyjdzie. Trochę oklepany jest ten zwrot, że „dobro wraca”. Traktujemy te słowa jak frazes. A może spróbujmy podejść do nich na serio? Bo faktycznie, jeżeli wolontariusz daje coś od siebie – czas, zaangażowanie, chęci, pomysły – to potem to do niego dzięki innym ludziom wróci.
Ludzie przez wielkie L
To teraz czas na trochę „sztampy” – bo któż z nas nie zna „Opowieści wigilijnej” Karola Dickensa? Historia, która była już przedstawiana na tyle różnych sposobów (osobiście bardzo polecam Wam jedną z nowszych odsłon, którą kilka lat temu przygotował Netflix). Niby oklepana – a jednak jest w niej ogromna mądrość. Mądrość, która wpisuje się właśnie w tegoroczny maturalny temat. Ebenezer Scrooge raczej unikał ludzi i interakcji z nimi, stworzył sobie taki wewnętrzny pancerz, dzięki któremu żyło mu się niby łatwiej. Stał się jednak przez to zgorzkniały i pozbawiony radości. Dopiero spotkania z duchami uświadamiają mu, jak wielkim skarbem są ludzie wokół niego. I jak wiele może stracić, gdy będzie unikał interakcji z nimi i będzie stawiał tylko na siebie i na swoje konto bankowe. Pozbawiony relacji z ludźmi Ebenezer gnuśnieje – a odżywa właśnie wtedy, gdy zaczyna ludzi wokół traktować jak bliskich. On potrzebował relacji – bo relacje z ludźmi nas kształtują. I pomijając sytuacje, w których ten wpływ jest negatywny (bo czasem taki bywa, niestety, z tym społecznie powinniśmy walczyć) – to najczęściej inni ludzie zostawiają w nas drobinki tego, co ostatecznie czyni z nas Ludzi. Tak, przez wielkie L!
Harry i Voldemort
Przeczytałem po kilka razy każdy z tomów Harry’ego Pottera. Jest taka scena w filmie, który jest ekranizacją ostatniej powieści („Harry Potter i Insygnia Śmierci cz. 2”), podczas której zawsze lecą mi łzy. Przez siedem tomów bohater był przygotowywany do ostatecznej walki ze swoim wrogiem – Voldemortem – który zagraża całemu światu czarodziejów. I jest gotowy umrzeć za swoich bliskich i przyjaciół właśnie dlatego, że ci przy nim zawsze byli i go ukształtowali. Stworzyli z niego wrażliwego człowieka kierującego się miłością. Oni mu tę miłość dali. Obdarzyli go przyjaźnią – on nie mógł o tym zapomnieć. Gdy Harry idzie na ostateczne starcie z Voldemortem razem z nim idą duchy tych, którzy już nie żyją – ale którzy mieli realny wpływ na jego życie. Którzy go ukształtowali. To ludzie, z którymi wchodził w różne relacje dali mu siły do tej walki. Ogromnie mnie to wzrusza. A kilka minut później, gdy wszyscy myślą, że Harry nie żyje ma miejsce bohaterskie dla mnie wystąpienie Neville’a Longbottoma. Voldemort myśli, że triumfuje, że teraz będzie rządził. A niepozorny Neville wychodzi i mówi: „Ludzie giną codziennie. Przyjaciele, rodzina… Straciliśmy Harry’ego. Ale jest z nami – tutaj (wskazuje na serce). I Fred, Remus, Tonks, i pozostali. Nikt nie zapomni o nich. A o tobie tak. Bo serce Harry’ego biło dla nas, dla wszystkich”. Pisząc ten tekst, raz jeszcze zobaczyłem ten fragment. I znów w oczach zakręciły mi się łzy. Konsekwencja w przekazywaniu dobra. Budowanie dobrych relacji. Dzięki temu Neville wiedział, że nawet jeśli Pottera już nie ma (co zresztą za chwilę okaże się już nieaktualne) – to wciąż jest. Dobre relacje z innymi kształtują nas w ten sposób, że ci ludzie już na zawsze zostają w naszych sercach.
Działać, działać, działać
W wolontariat (raczej) nie angażują się ludzie mający „serce z kamienia”. Wybaczcie, ale Voldemorta, Saurona czy tez krwawej Lady Makbet nigdy nie widziałbym w roli osób wolontariackich. Ochotnicy są najczęściej wrażliwi na drugiego człowieka, na jego potrzeby i na otaczający nas świat. I taką postawą zarażają potem kolejnych, nowych wolontariuszy. Napędzają ich – to jak efekt kuli śnieżnej. Przez wolontariat realnie kształtujemy w drugim wrażliwość. Ale też spójrzmy na to bardziej globalnie – kształtujemy też tę wrażliwość w całym społeczeństwie. Bo przecież wolontariat to nie jakieś działania w bańce – one skierowane są na zewnątrz, do innych, często do tych, którym nie po drodze z drugim człowiekiem. I osoby wolontariackie mogą mieć lepsze, ale i gorsze chwile. Mogą czasem nawet zwątpić w to co robią -–gdy np. komuś pomagają wyjść z trudnej sytuacji, a druga strona dość twardo stawia opór. Ale działają – i w końcu udaje im się skruszyć ten mur. Wszystko dlatego, że mają dobre intencje. To pytanie pracownicy NGO-sów, i nie tylko, słyszeli pewnie po wielokroć: „Dlaczego warto być wolontariuszem?”. Ano właśnie dlatego, że wolontariat to oczywiście realna zmiana świata i drugiego człowieka. Ale przede wszystkim dlatego, że wolontariat to realna zmiana samego wolontariusza. Dodajmy, że to – naprawdę – dobra zmiana.
Matury pewnie bym nie zdał, pisząc taki tekst (ech, ten odwieczny kanon lektur…). Ale mam nadzieję, że kilka wartościowych myśli jednak się w nim przewinęło. A maturzystom na kolejne dni przypominam, że od tego egzaminu naprawdę NIE ZALEŻY całe Wasze dalsze życie. To tylko egzamin, jeden z wielu, które w życiu zdajemy.
Tekst: Hubert Piechocki
------
Artykuł został przygotowany w ramach projektu „MOC wolontariatu w CREO 2023-2026”, sfinansowanego przez Narodowy Instytut Wolności – Centrum Rozwoju Społeczeństwa Obywatelskiego ze środków „Korpusu Solidarności – Programu Wspierania i Rozwoju Wolontariatu Systematycznego na lata 2018-2030”