Kowbojki, Batman? O co chodzi? Sprawdźcie relacje z WOŚP oczami Huberta!

 Długi dzień z kowbojkami, Fridą i Batmanem, czyli finał Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy oczami naszego wolontariusza Huberta. 

Wolontariusze są ogromną wartością i w tak wyjątkowym dniu jak finał WOŚP stanowią siłę napędową do czynienia dobra i przede wszystkim - tworzą to wydarzenie. Zapraszamy do przeczytania artykułu stworzonego przez Huberta i dowiedzenia się, co za postacie pojawiły się w sztabie CREO!

 

28 stycznia w całej Polsce działo się wiele. Jako obywatele znów się spisaliśmy i osiągnęliśmy niebywały sukces, wart przynajmniej 175 mln zł (a pewnie i znacznie więcej). Ale sukces to było też słowo klucz w sztabie CREO. Bo udało się wspólnie zebrać prawie 110 tys. zł. Rekord!

W sumie 28 stycznia to zwieńczenie wielodniowej pracy, którą pracownicy CREO włożyli w przygotowanie sztabu 32. Finału Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy. Bo przecież wcześniej trzeba było wszystko zorganizować. To praca na wiele tygodni. Ogarnięcie 125 wolontariuszy kwestujących i pewnie niewiele mniejszej grupy ochotników pracujących w sztabie to robota naprawdę wymagająca. Nie patrzmy teraz jednak na tygodnie przed 28 stycznia. Zobaczmy, co działo się tego dnia – a był to bardzo gorący czas!

Intensywny poranek

Ten dzień dla mnie, i dla innych wolontariuszy kwestujących i sztabowych, zaczął się wcześnie rano. W typową niedzielę pewnie przewracałbym się jeszcze z boku na bok – a 28 stycznia wstałem jakoś chwilę po siódmej. Rześko! Szybko się ogarnąłem, zrobiłem sobie szybkie śniadanie na wynos i ruszyłem do sztabu CREO. Tam już od wejścia było widać, że to będzie dzień pełen niecodziennych zdarzeń. Między wolontariuszami krzątała się Frida Kahlo (mylnie wzięta przeze mnie za rusałkę – dzięki kwiatom we włosach), kowbojka przybyła z Dzikiego Zachodu (oscarowa rola Marysi, która koordynowała wolontariat związany z WOŚP-em, potem doszła jeszcze druga kowbojka) i był też Batman w szlafroku, kapciach i w skarpetkach… Supermana. Czyżby ktoś tak bardzo zasiedział się w pracy, że z niej nie wyszedł? I były uśmiechnięte seniorki z Klubu Starszaka, które przygotowały na finał ciekawe rekwizyty (róg jednorożca założyłem na chwilę na swoją głowę). No i było mnóstwo wolontariuszy gotowych do tego, by działać w sztabie i na ulicach!

Od czego zaczyna się kwestowanie? Od odbioru identyfikatora, puszki i serduszek. Bez identyfikatora nie ma wolontariusza – o tym powinien pamiętać każdy, kto chciałby w przyszłości kwestować na rzecz WOŚP. Nie da się zgłosić w dniu finału, że „chce się zbierać”. To trzeba zrobić wcześniej – tak właśnie zrobiło 125 wolontariuszy, którzy kwestowali na ulicach Poznania z ramienia sztabu przy CREO. I ja zacząłem od odbioru „dowodu osobistego”, puszki i serduszek. A czekając na Jędrzeja, z którym miałem wyruszyć na ulice, trenowałem obsługę gilotyny. Mój pierwszy (chyba) raz z tym biurowym sprzętem był owocny – ciąłem ulotki, które potem dostawali wolontariusze. A potem przyszedł Jędrzej i wystartowaliśmy. Była gdzieś 8:40

Mężczyzna robi sobie zdjęcie "selfie". Ma na sobie róg jednorożca, różowe okulary w kształcie serca oraz hawajski naszyjnik z kwiatów. Znajduje się w pomieszczeniu biurowym. Za nim przy stole siedzą inne osoby kwestujące.

Gorący środek dnia

Przyznam, że pierwsze minuty kwestowania były czasem, w którym trzeba było przyzwyczaić się do nowej roli. Wszak wyszliśmy z puszkami po to, by inni wrzucali nam do nich pieniądze. Na co dzień nie chodzę po ulicy i nie zbieram na nic pieniędzy. Szybko jednak przełamaliśmy z Jędrzejem lody i zaczęliśmy działać. Była niedziela rano, więc na początku niełatwo było o tych, którzy mogliby coś wrzucić nam do puszek. W sumie, wtedy to łatwiej było spotkać… innych wolontariuszy, nie tylko ze sztabu przy CREO, ale i z innych poznańskich sztabów. Ale wreszcie pojawili się oni – dwaj młodzi chłopacy, którzy jako pierwsi wrzucili nam datki. Czuliśmy, że potem będzie już znacznie łatwiej. I było, ale nie wciąż. Przez pierwsze cztery godziny wędrowaliśmy po ulicach. I były momenty, kiedy lawinowo do naszych puszek wrzucano pieniądze (np. gdy trafiliśmy na koniec zajęć na jednej z uczelni), ale były też momenty posuchy, gdy przez dłuższą chwilę do naszych puszek nic nie trafiało. O dziwo, najmniej do puszek wleciało w jednym z parków. Ludzie wychodzili tam rano z psami na spacer, ale niekoniecznie mieli przy sobie pieniądze, które mogliby wrzucić do puszki. Choć wielu z nich bardzo chciało – wierzę, że potem wyszli i złapali wolontariuszy, od których otrzymali serduszko. Gdzieś w drodze udało się zjeść to zrobione na szybko w domu śniadanie (dodam w tym miejscu, gdybym zapomniał zrobić to później, że sztab przygotował też dla nas pyszne bułki – zwłaszcza z pastą jajeczną!). Byliśmy też przez chwilę na terenie Międzynarodowych Targów Poznańskich, gdzie odbywały się główne wydarzenia finału WOŚP w Poznaniu. Tam imprezy się dopiero zaczynały, ale ludzi szukających wolontariuszy nie brakowało.

W drugiej połowie dnia kwestowaliśmy w jednej z galerii handlowych. I przyznam, że tutaj ludzie bardzo chętnie wrzucali nam pieniądze do puszek. Bywały momenty, że nie nadążaliśmy z wydawaniem czerwonych serduszek. I była też chwila, gdy jedna z naszych puszek była „zablokowana” na pół godziny – bo ktoś chciał podzielić się z nami workiem monet, zbieranych pewnie przez wiele miesięcy. Wrzucanie ich trochę trwało… Ludzie przez cały dzień uśmiechali się do nas i z radością dzielili się tym, co akurat mieli przy sobie. Było widać, jak bardzo to wydarzenie nas łączy i jednoczy. WOŚP to ogromna siła. A najbardziej wzruszały małe dzieci, które podchodziły i wrzucały do puszek monety czy banknoty, które wcześniej dali im rodzice. Po wielu godzinach stania i chodzenia schylenie się do takiego malucha nie było bezbolesne. Oj, kręgosłup się odzywał – i dobrze, bo cel szlachetny! Dodam jeszcze, że wiele miejsc gościło w ciągu dnia wolontariuszy, oferując im coś ciepłego do picia i czasem do zjedzenia. Napiliśmy się kawy i herbaty, zjedliśmy ciepłą zupę. Świetnie, że każdy znajduje swój sposób na to, by włączyć się w WOSP. Mieliśmy też przygodę telewizyjną – dziennikarze z kamerą złapali nas na Moście Teatralnym. Jakie było moje zdziwienie, gdy wieczorem zacząłem dostawać informacje od ludzi, którzy widzieli mnie w głównym wydaniu jednego z programów informacyjnych…

Wieczór pełen emocji

Jest 17. Wracam z Jędrzejem do siedziby CREO. Zdajemy puszki, a potem dla mnie zaczyna się druga część tego dnia – czyli liczenie pieniędzy. Tam, gdzie rano były puszki, identyfikatory i dziesiątki bułek i chipsów – teraz były stoły, jednorazowe kubeczki i wiadra na monety i banknoty. Nie ukrywam, że zacząłem liczyć od swojej puszki – byłem ciekaw, ile udało mi się zebrać. Nie liczyliśmy sami – to była praca zespołowa! Kilkuosobowe teamy na okrągło dostawały kolejne puszki od wolontariuszy schodzących z ulic Poznania. Teamy – dodajmy – międzygeneracyjne. Bo liczyli i najmłodsi wolontariusze CREO, i seniorzy z Klubu Starszaka. Ci ostatni, jak na mnie, są niezniszczalni. Wysypywaliśmy zawartość każdej puszki na stół i najpierw dzieliliśmy poszczególne nominały (stąd jednorazowe kubeczki – świetnie sprawdzają się jako pomoc przy liczeniu monet). A potem liczyliśmy, ile sztuk każdej monety i każdego banknotu znajdowało się w danej puszce. Mój rekord z tego dnia to 551 jednogroszówek w jednej z puszek. Choć nie pobiłem swojego rekordu sprzed roku, kiedy to w jednej z puszek naliczyłem… 611 jednogroszówek.

Liczyliśmy wiele godzin, a w tym czasie nie brakowało niespodzianek. W pewnym momencie przyszedł do nas szef CREO, Rysiu, z tortem. Bo ten 32. Finał WOŚP był też 18., w który zaangażowało się CREO. Pełnoletność! To powód do świętowania! Były więc życzenia, chyba szybkie „Sto lat”, a potem zjedliśmy ciasto (które przyniosła jedna z wolontariuszek – było smacznie!). Krótka przerwa i liczymy dalej! Z minuty na minutę wiadra wypełniały się monetami i banknotami (po całym dniu podniesienie wiadra z jednogroszówkami było wymagającym ćwiczeniem fizycznym – i pewnie nie każdy dał radę). I nagle – kolejna przerwa. Znów Rysiu. Z komunikatem, że ktoś źle zaparkował samochód… A nie, jednak komunikat był inny. Przekazał nam wtedy, że już pobiliśmy rekord sztabu sprzed kilku lat i przekroczyliśmy 90 tys. złotych. A przecież wciąż liczyliśmy! Jeszcze było kilka puszek. W tym puszka Piotrka z rodziną i Jędrzeja – a już z poprzednich lat wiadomo było, że w ich puszkach będzie sporo kasy. I było. Rodzinie Piotrka udało się zebrać ponad 5800 zł, a Jędrzejowi ponad 4100 zł. I tak licząc pół dnia pieniądze ostatecznie dobiliśmy do ponad 109 tysięcy złotych. To efekt pracy pewnie ze 150-200 ludzi. Wow!

Zasłużony odpoczynek

Jak poznaliśmy ten końcowy wynik zbiórki, to w sztabie zapanowała ogromna radość. Takie rzeczy przecież nie zdarzają się na co dzień! A my, chodząc po ulicach Poznania, uzbieraliśmy prawie 110 tys. złotych. Nie dla siebie – ale dla tych, którzy będą potrzebowali leczenia pulmonologicznego. Szczęśliwi ustawiliśmy się w końcu do zdjęcia „rodzinnego”. Na pamiątkę tych hucznych 18. urodzin sztabu przy CREO. Bo prezent sprawiliśmy sobie niesamowity! A potem, jak to po każdym dużym wydarzeniu, trochę sprzątania, ustawiania stołów, jeszcze jakieś ostatnie rozmowy. I zaczęliśmy się rozchodzić do domów. Niektórzy wracali na Dziki Zachód, inni do barwnego Meksyku, a jeszcze inni do krainy pełnej superbohaterów. Choć akurat superbohaterowie to tego dnia byli w Polsce – w sztabach i na ulicach. Jedni zbierali, inni wrzucali do puszek. Pokazaliśmy, że są w nas supermoce!

W sztabie zostało tylko kilka osób – ktoś przecież musiał poczekać na konwój, który odbierze te dziesiątki kilogramów monet i banknotów (nie przesadzam z tą wagą!). Ale pewnie i oni w końcu mogli zgasić światła i wyjść do domu. I odpocząć – zasłużenie!

Do zobaczenia na ulicach za rok!

-------

Artykuł został przygotowany w ramach projektu „MOC wolontariatu w CREO 2023-2026”, sfinansowanego przez Narodowy Instytut Wolności – Centrum Rozwoju Społeczeństwa Obywatelskiego ze środków „Korpusu Solidarności – Programu Wspierania i Rozwoju Wolontariatu Systematycznego na lata 2018-2030”